Wyjazd udał się. Dwa dni fajnego jeżdżenia. Być może ostatni raz w tym sezonie, zobaczymy jeszcze. Śnieg miejscami juz teraz jest mokry, więc jak dalej będzie tak ciepło, to będzie trochę za mokry żeby się fajnie jeździło.
W Szkalrskiej na stoku byliśmy przed 9.00, nie było problemu z parkowaniem. Kolejki były, ale nie takie tragiczne. Na górze ludki się rozchodzą po innych wyciągach, więc nie ma tłoku. Najważniejsze wjechać na górę.
W każdym razie trzeba być tam, na górze Szklarskiej, czyli pod wyciągiem, maksymalnie gdzieś do godz. 9. Potem ciężko jest znaleźć miejsce dla samochodu. Chyba, ze sie akurat trafi, że ktoś odjechał po 12, bo skończył jeździć o tej porze - karnety przedpołudniowe kończą się o 12.
Na poczatku pojechaliśmy na Halę Szrenicką, ale była tam okropna mgła, nie było nic widać na kilka metrów. Jakimś cudem udało nam się znaleźć wyjście stamtąd. Wróciliśmy na czerwone trasy i właściwie cały czas jeździliśmy na Śnieżynce. Nawet fajna, na pewno dużo dłuższa niż w Harrachovie, ale na pewno mniej stroma. Dla nas była ok.
przed nami zresztą też...
Za nami widoki były rewelacyjne.
Tomek z tatą przed nami - ten w czerwonym kasku :)
W niedzielę z rana pojechaliśmy pojeździć w samej Szkarskiej. Nikt z nas wcześniej tam nie jeździł. Byliśmy ciekawi jakie stoki są po polskiej stronie.
Na początek przywitała nas kolejka do kas biletowych, krótka nie była. Potem trzeba było odstać w pierwszej kolejce do wyciągu krzesełkowego. Jechało się dość długo, końca nie było widać. Potem była drugi wyciąg krzesełkowy, na samą górę - tym razem ludzi było mniej.
1 komentarz:
Weekend bardzo udany bo spędzony z wami miśki :) Liczymy na to że pośmigmy jeszcze razem na narciochach :)
Prześlij komentarz